wtorek, 19 sierpnia 2014

Nawiązując do  poprzedniego posta Pani Karolina M***k jednak nie raczyła odebrać mojego listu więc sprawa jest jasna. Przesyłka dwukrotnie awizowana - zwrócona do nadawcy. Reasumując, jeżeli Pani Karolina ma gdzieś moje "starania" to tym bardziej brak mi skrupułów pod względem ujawniania tych nieprawidłowości. Nie pozostaje mi nic innego jak zawiadomienie odpowiednich organów... W dniu dzisiejszym drogą korespondencji internetowej o zaistniałym fakcie "legalizacji" pracowników Viktora przez Panią Karolinę poinformowałem II Urząd Skarbowy w Koszalinie który jest zgodnie z umiejscowieniem ex-działalności Pani Karoliny terytorialnie odpowiednim. Treść mojego pisma poniżej:


Kolejnym krokiem będzie powiadomienie organów ścigania lecz najpierw poczekam na rozwój sytuacji w skarbówce ( wielce prawdopodobnie, że to skarbówka powiadomi odpowiednie władze gdy dokopie się po wystawionych PIT-11 do lewych umów-zleceń...). 

          

         I tak oto po nitce do kłębka - przy okazji pogrążając kilku innych "współpracowników" Viktora dotrzemy do niego samego... A dla Viktora na sam koniec przyszykowałem nie lada niespodziankę ponieważ mimo różnego rodzaju odpowiedzialności urzędowych w Polsce zapewnię mu również moc tego samego pokroju rozrywek w Belgii... Jak to się mówi: "Nosił wilk razy kilka - ponieśli i wilka...". 

Widać jak dotąd nikt nie był tak uparty, wredny i zdeterminowany jak ja... ;-) To już nawet nie chodzi o pieniądze tylko o sam fakt oszustwa na marne grosze a takich zachowań tolerować nie mam zamiaru. Viktor jednym słowem nie ma wstydu i co bardziej mu ujmuje - nie ma mózgu ponieważ tylko ostatni kretyn świadomie naraża się na odpowiedzialność karno-skarbową i w dodatku pogrąża wszystkich współpracowników..... 

 

        Szczególne wyrazy podziękowania powinien Viktorowi  złożyć Piotruś M***k ( pracownik roku Viktora) za to, że wpieprzył w bagno jego siostrę. No, cóż... Wojna niesie za sobą wiele ofiar a część z nich jest zupełnie niewinna.... Piotruś jednak znając życie będzie zbyt zajęty lizaniem Viktora po jajkach aby dostrzec, że wszystko powoli zaczyna się sypać.....  

 

        Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich teraźniejszych pracowników i współpracowników Viktora. 

piątek, 25 lipca 2014

Jak już wcześniej wspomniałem, ten post poświęcony będzie "legalizowaniu" pracy na czarno w Belgii ludzi Viktora przy pomocy przedsiębiorców z Polski... Doskonałym przykładem będzie oczywiście mój przykład. U Viktora pracowałem jakiś czas na czarno przy czym byłem święcie przekonany, że faktycznie moja praca jest najzwyklejszą lewizną ponieważ poza pokwitowaniem odbioru jakiejś tam wypracowanej kwoty nie podpisywałem żadnych umów itd. Jak wielkie było moje zdziwienie gdy będąc już w Polsce po zakończonej współpracy z Viktorem otrzymuję list polecony w od Pani Karoliny M***k - przedsiębiorcy, zawierający PIT-11 za grudzień 2013 w którym zarobiłem 1600 zł.........





Oczywiście kontaktuje się z Panią Karoliną M***k chcąc dowiedzieć się o co chodzi a ona informuje mnie, że pracowałem u niej wstawiając okna w Begii.... Głupi nie jestem, zjarzyłem się o co chodzi i kto tego wałka wystrugał. Żądam więc od Pani Karoliny M***k kopii podstawy do wystawienia PIT-11 który otrzymałem czyli jakiejś umowy z której wynikałby stosunek pracy. Po jakimś tygodniu otrzymuję kserokopię i nie mogę wyjść z podziwu...

 

  Otrzymałem kserokopię umowy bez pieczęci i podpisu Zleceniodawcy a co najlepsze nigdy w życiu nie składałem podpisu na takim dokumencie. Ba, nigdy w życiu nie widziałem Pani Karoliny M***k ani też nigdy nie wykonywałem przez nią żadnych prac zleconych na terenie Belgii... Oczywistym jest fakt, że to Viktor przy pomocy swoich "słupów" coś wykombinował a jak się później dowiedziałem Pani Karolina M***k jest siostrą najlepszego pracownika Viktora Piotrusia...... 

Na moje pytanie "co to jest?" dotyczące tej umowy którą otrzymałem Pani Karolina stwierdziła, że właśnie to było podstawą do wystawienia informacji PIT-11..... Mało tego... - poinformowała mnie, że jeżeli tak mi na tym zależy to może wysłać mi wersję podpisaną i podstemplowaną przez nią..... Widać wersji tej umowy jest kilka... :-).

Odechciało mi się jakichkolwiek konwersacji z tą Panią ponieważ jeżeli kręci się jakieś wałki to przynajmniej wypadałoby kręcić je dobrze a nie tak nieudolnie jak Pani Karolina M****k na spółkę ze swoim braciszkiem Piotrusiem i Viktorem. Duże znaczenie miał też brak czasu więc na jakiś czas sobie odpuściłem...

W związku z faktem, iż w chwili obecnej dysponuję wolnym czasem a że jestem pamiętliwy i osobom które wykręcają mnie na kasę nie odpuszczam - kontynuuję pogrążanie całej tej patologicznej komitywy Viktora...

Na pierwszy ogień idzie oczywiście Pani Karolina M***k, która rzekomo mnie zatrudniała w Belgii... 

Jeżeli zatrudniała mnie na umowę-zlecenie to zgodnie z jej treścią (patrz wyżej-paragraf 3) powinna wypłacić mi należne wynagrodzenie na podstawie rachunku. Jako przedsiębiorca powinna posiadać owy rachunek na którym powinien widnieć mój podpis jako potwierdzenie odebranej kwoty lub też powinna mieć jakiekolwiek potwierdzenie przekazania mi pieniędzy (przelew, przekaz itp.). Dlatego też w dniu dzisiejszym wysłałem jej poniższe pismo i już nie mogę doczekać się odpowiedzi....

 

Reasumując - bez względu na treść odpowiedzi (choć kto wie, może dostanę jakieś kolejne sfałszowane pismo) dotychczasowe kombinacje Pani Karoliny naruszają:

1. prawo karne - ponieważ podrabianie podpisu jest karalne,

2. prawo karne - wystawienie dokumentacji poświadczającej nieprawdę jest karalne,

3. prawo karne skarbowe - odprowadzanie podatku za nieistniejące zlecenia

itd.... zresztą artykułów jeszcze się znajdzie - kwestia pomysłowości Pani Karoliny przy udzielaniu odpowiedzi na powyższe pismo.  

 Oczywiście nie omieszkam również zapytać się Pani Karoliny o stosowne pozwolenia na wykonywanie mojej pracy za granicą itd... - ale to zostawię sobie na później..........   Suma-sumarum po nitce do kłębka.... Z dostępnych mi informacji Pani Karolina w ten sam sposób "zalegalizowała" jeszcze kilku pracowników Viktora aczkolwiek krzyżowa kontrola Urzędu Skarbowego z całą pewnością wykaże te lewizny jak również powiązanie firmy Pani Karoiny z belgijską firmą Viktora i przy okazji wszystkie wałki.... 

Tymczasem serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników - już niebawem kolejne publikacje nie tylko na tym blogu i facebook'u ale także w lokalnych portalach internetowych bliskich pochodzeniu Viktora...

wtorek, 17 czerwca 2014

Po kilkudniowej przerwie wracam do dalszych publikacji..Jak widać Viktor jest typem wyjątkowo bezczelnym, ale to jego problem i jego bezpośredniego otoczenia. W dalszym ciągu zaległych płatności nie otrzymałem więc z tego morał taki, że szanowny "przedsiębiorca" życzy sobie inne niż polubowne załatwienie sprawy. Mając na uwadze powyższe nawiążę korespondencję z odpowiednimi organami w Belgii aby proceder Viktora nieco ukrócić... Oczywiście w żadne anonimy bawić się nie mam zamiaru, Belgijski urząd podatkowy i organ nadzorujący zatrudnienie poinformuję w swoim imieniu przy okazji wysyłąjąc również informację do zleceniodawców Viktora min. belgijską fabrykę okien Zaluco... Niech wiedzą z kim współpracują, komu i powierzają prace... 

 

Jak wcześniej obiecywałem w następnym poście poznacie sposób w jaki Viktor "legalizował" zatrudnianych na czarno polaków przy pomocy swojego podwykonawcy Piotrusia z Wrocławia - który również "zatrudniał" ludzi, lecz zapomniał o tym, że nie może gdyż nie ma do tego uprawnień, jego rzekoma firma zarejestrowana była na siostrę, która bladego pojęcia nie miała o wałkach jakie braciszek robił z Viktorem.... Tym samym dzięki Viktorowi pogrążony jest ów Piotruś oraz niczego nie świadoma jego siostra....

wtorek, 10 czerwca 2014

Serdecznie zapraszam do lektury listu który otrzymałem z kancelarii adwokackiej najętej przez Viktora w którym Pan mecenas zastrasza mnie, grozi bezpodstawnym wyciągnięciem konsekwencji przed Sądami, Prokuraturą itd.... List wraz z moją na niego odpowiedzią zamieszczony jest :

https://www.facebook.com/profile.php?id=100008121614683

poniedziałek, 9 czerwca 2014


Pewnego pięknego dnia Viktor wywiózł mnie i kilku innych pracowników do miejscowości Amay gdzie, jak się później okazało montowaliśmy okna w budynku znajdującym się w jednostce wojskowej...


Wjazd na teren tej jednostki był ściśle ewidencjonowany, przed wjazdem wojskowi zapisywali numer rejestracyjny pojazdu, dane wszystkich osób wjeżdżających a dowody osobiste zostawały na bramie na czas pobytu na terenie wojskowym. Wniosek z tego taki, że w bardzo prosty sposób można przeprowadzić weryfikację tego kto i w jakim czasie przebywał na terenie jednostki oraz jakim samochodem na jakich numerach przyjechał. Tak więc wiele kombinacji nie potrzeba aby skojarzyć samochody Pana Viktora z osobami, które w nich wjeżdżały na teren jednostki i wyjdzie doskonały obraz legalności działania owego "przedsiębiorcy" oraz lista wszystkich nielegalnych pracowników. Oczywiście pracownicy Viktora wjeżdżali na teren jednostki również swoimi prywatnymi samochodami lecz każdy jeden był na Polskich tablicach więc o skojarzenie nietrudno. Ponadto osoby wjeżdżające do jednostki swoimi prywatnymi autami wcześniej przyjeżdżały pojazdami Viktora więc również można to wszystko urzędowo ustalić. Tym samym Pan Viktor dał świadectwo co do legalności i zgodności z prawem swoich działań zarobkowych....

"Pracownicy" Viktora przebywający na terenie jednostki w Amay na jego polecenie używali sprzętu na który nie posiadali uprawnień lecz jak się okazało nie było to przeszkodą dla biznesmena....



Zapewne sprzęt widoczny na powyższych zdjęciach został wypożyczony na dane firmy Viktora więc po skojarzeniu osób wjeżdżających na teren jednostki z polecenia Viktora z ich uprawnieniami do poruszania się tym pojazdem/urządzeniem wyjdzie, że okna się same wstawiały a urządzeniem tak naprawdę nikt nie sterował....

 

Pod innymi względami montaż przebiegał całkiem prawidłowo.....






Reasumując dzisiejszy post wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że Viktor świadomie pozwalał swoim nielegalnym pracownikom montować okna na terenie jednostki wojskowej gdzie wszystko jest ewidencjonowane... Pozwalał pracownikom na używanie sprzętu bez uprawnień....

Z doświadczenia oraz dostępnych  mi faktów montaże stolarki alu i fasad prowadzone przez Viktora na terenie jednostki w Amay były na przełomie listopada i grudnia 2013 oraz stycznia 2014.


Pracownicy Viktora wjeżdżali na teren jednostki następującymi pojazdami:

Mercedes Sprinter granatowy - prawdopodobnie własność Viktora (zdjęcie poglądowe)

Mercedes  Vito granatowy - prawdopodobnie własność Viktora (zdjęcie autentyczne z serwisu Otomoto)
Citroen Berlingo niebieski - prawdopodobnie własność Viktora (zdjęcie poglądowe)

Citroen Ds3 - ciemny - samochód z wypożyczalni (zdjęcie poglądowe)

Już niebawem następny post obrazujący kolejną budowę i kolejne nieprawidłowości w działalności Viktora w którym opiszę jego współpracę z pewnym przedsiębiorcą z Wrocławia, który tak naprawdę nie był przedsiębiorcą a zatrudniał ludzi... 

środa, 4 czerwca 2014

Szwagier Viktora to bardzo ciekawa i barwna postać. Jak sam stwierdził wcześniej również pracował dla Viktora lecz ze względu na jakieś nieporozumienia ich współpraca się skończyła. Nie wnikałem w szczegóły, lecz dziwnym wydał mi się fakt, że jako szwagier strasznie "jechał" po Viktorze twierdząc, że to oszust, kombinator itd... Całe spotkanie ze szwagrem Viktora było monotematyczne i sprowadzało się do stwierdzenia, że Viktor jest "szwagrem z próbówki". Co zdziwiło mnie najbardziej szwagier Viktora wypowiadał się o nim negatywnie jedynie jeżeli chodzi o współpracę na gruncie zawodowym - a większość z tego co mówił po jakimś czasie okazało się prawdą. Momentalnie stało się jasne dlaczego wcześniej żona Viktora przestrzegała mnie przed szwagrem i dlaczego w/g niej miałem nie wierzyć w ani jedno jego słowo....

Prawda jest taka, że Viktor ma konflikty praktycznie wszędzie. Pracownicy/podwykonawcy są traktowani jak bydło a w sumie to nic dziwnego w momencie gdy nawet swoją rodzinę traktuje jak bydło. Jeżeli jednak nawet rodzina się od niego odcina to chyba coś jest na rzeczy... Szwagier jedzie po nim na każdym kroku, żona wypytuje się pracowników czy przypadkiem gdzieś nie dzwonił/jeździł wywołując tym samym powody do obmowy, pasierbica przez X lat ma utrudnione kontakty z matką za sprawą Viktora... 

Człowiek, który nie potrafi współżyć normalnie z rodziną z całą pewnością będzie podobnie postępował z obcymi czego ewidentnym dowodem jest ten blog..... Przy prowadzeniu jakichkolwiek interesów przede wszystkim należy poszanować kontrahenta a nie kombinować jak by tu orżnąć....

W następnym poście relacja wraz z dokumentacją fotograficzną z montażu stolarki Alu na terenie jednostki wojskowej w miejscowości AMAY gdzie Viktor przeszedł samego siebie wpuszczając na teren jednostki nie dość,że nielegalnie przebywających na terenie Belgii  to jeszcze na czarno zatrudnionych Polaków....

Chyba zapomniał, że wstęp każdej osoby na teren tej jednostki oraz to jakim samochodem się poruszała jest ściśle ewidencjonowany...... Ale to niebawem...


sobota, 31 maja 2014

Udałem się do siedziby Viktora gdzie przyjął mnie w swoim "biurze" na poddaszu. Miałem ze sobą zakupy, które przywiozłem na jego prośbę z Polski w postaci papierosów, mięsa, jakichś leków... - akurat na kwotę podobną do kwoty którą wydał na mój bilet...Gość sprawiał wrażenie wszystkowiedzącego, wszystko było dla niego proste a warunki mieszkaniowe, które zastałem w kwaterze były wg niego przejściowe i kwestią kilku dni była przeprowadzka do nowego domu o wysokim standardzie - przez następne dwa miesiące tego domu jednak nie zobaczyłem... Jak się okazało było to tylko ugłaskanie abym liczył na rychłą poprawę... Wcześniej ustalone telefonicznie warunki płacowe okazały się nieaktualne - Viktor wręcz zaprzeczył aby proponował 14 euro - zamiast tego wspomniał coś o godzinówce i tygodniówce ale szybko zakończył tą wizytę komunikując mi że nie ma czasu i żebym był o 5.30 następnego dnia pod jego domem....

 

Teraz to już w ogóle przestało mi się to wszystko podobać - wróciłem do tego śmietnika i ległem na swoim dmuchanym materacu.

 

Kolejnego dnia stawiłem się o 5:30 (jak na sobotę pora wzorowa)  wraz ze swoimi współlokatorami pod siedzibą Viktora, który wywiózł naszą trójkę do miejscowości oddalonej o około 100 km o nazwie Halle. Gdy dojechaliśmy na miejsce było jeszcze ciemno więc trzeba było poczekać aż się rozwidni. Jakie było zdziwienie Viktora, gdy okazało się, że nie przywiozłem ze sobą ciuchów roboczych... Według telefonicznych zapewnień w moim zakresie był tylko wyżywienie się a całą resztę miał ogarnąć on sam więc aby nie nosić na plecach niepotrzebnych szmat - takowych ciuchów nie spakowałem... Znowu podniósł mi ciśnienie bowiem twierdził, że nic takiego nie mówił... Po dosłownie kilkudziesięciu minutach obcowania miałem obraz osobnika, który nie zdawał sobie sprawy z tego co mówił i co chwila zmieniał swoją wersję. Z racji wieku mógł mieć objawy jakiejś sklerozy - ale to nie powód, że będzie mnie wprowadzał w błąd a później jeszcze bezczelnie się tego wypierał... Gdy się rozwidniło mieliśmy przykazane wyklejać epdm a sam Viktor wsiadł w swój pojazd i tyle go było widać... Jakoś tam się kleiło a ja tylko się nakręcałem bo szlag mnie już trafiał. Co innego przez telefon, co innego jest faktycznie... Po dwóch godzinach Viktor się pojawił i coś tam zaczął się podpruwać, tłumaczyć po swojemu a mi scyzoryk się w kieszeni otwiera.... Od słowa do słowa wkurwił mnie tak, że rzuciłem rękawiczki i stwierdziłem żeby pocałował się w dupę... Przepracowałem dwie godziny, przejechałem 1500 km, a on do mnie bezczelnie, że to ja go prosiłem o pracę ( przecież to on do mnie dzwonił i ściągnął do Belgii obiecując złote góry) i że teraz to muszę odpracować bilet który mi kupił.... A łajza jedna nawet nie wzięła pod uwagę, że zakupy z Polski mu przywiozłem praktycznie na równowartość tego biletu.... W końcu poburczał, poburczał, odwrócił się na pięcie, wsiadł w samochód i pojechał wpizdu... A trząchał się jakby padaczkę miał.... Po kolejnych dwóch godzinach przyjechał i tym razem już spokojnie zaczął ładnie gadać w rezultacie czego postanowiłem zażegnać ten spór bo jakoś tak głupio jechać tyle kilometrów i po dwóch godzinach pracy wracać.... Zająłem się więc swoją robotą i do fajrantu nawet do mnie nie podszedł....



Miejsce pierwszego dnia pracy. Halle - Belgia
 

 

Ciekawie zrobiło się dopiero po powrocie do "kwatery" gdy z niespodziewaną sobotnią wizytą wpadł sąsiad z góry, brat żony i szwagier Viktora....

 

O tym jednak w następnym poście...

Po wielu godzinach podróży piątkowym popołudniem dotarłem do miejscowości Marche En Famenne w Belgii pod wskazany adres gdzie przywitała mnie żona przyszłego"pracodawcy".... Wskazany adres okazał się jego siedzibą lecz ze względu na porę był jeszcze nieobecny...

Żona Viktora po kilkuminutowej dyskusji zadeklarowała, że zaprowadzi mnie na kwaterę w kierunku której po chwili się udaliśmy. W trakcie drogi zaczęła mnie przestrzegać przed swoim bratem, który rzekomo demoralizuje wszystkich pracowników, prosiła żebym nie wierzył w żadne jego słowo zwłaszcza gdy będzie mówił cokolwiek na ich temat, a najlepiej to żebym się w ogóle z nim nie zadawał. Od razu wydało mi się to podejrzane,  na kilometr zalatywało jakąś patologią i ostrym konfliktem... Po chwili byliśmy na miejscu czyli pod kwaterą pracowniczą, gdzie wcześniej wspomniana żona Viktora zaczęła walić solidnie w okno.... Drzwi wejściowe otworzył jakiś typ, który miał mi wszystko wytłumaczyć... Pożegnałem się z Panią Viktorową i wszedłem do środka....


Walizka wypadła mi z ręki z wrażenia... Mieszkanie w starej kamiennicy na parterze. Dwa pokoje z czego jeden w ogóle nie używany ze względu na brak ogrzewania. W pokoju "użytkowym" trzy materace, porozpieprzane walizy, na podłodze niedopałki, powierzchnia pokoju jakieś 16m kw., w kącie mały grzejnik elektryczny stanowiący jedyne ogrzewanie na całe mieszkanie a była jeszcze kuchnia i łazienka... Gość który mnie wpuścił niechętnie wypowiadał się na temat pracy u Viktora - stwierdził z szyderczym uśmiechem, że przekonam się sam.... Jak się później okazało czekał tylko na pieniądze aby wracać do Polski. (w rezultacie dostał tych pieniędzy jakąś marną część i pojechał...).Koleś wygrzebał gdzieś dmuchany materac który miał być od tej pory moim legowiskiem - jednym słowem trafiłem do śmietnika z jakimiś żulami sądząc po czystości panującej w lokalu. Takich warunków jeszcze nie widziałem...  Wieczorem byłem umówiony w siedzibie Viktora na rozmowę więc postanowiłem porozmawiać w tym przedmiocie. Wkurwiłem się niesamowicie a po dogłębnym zwiedzeniu mieszkania odkryłem grzyba z pleśnią pokrywającego całą łazienkę od podłogi aż po sufit - oczywiście ogrzewania było brak a był początek grudnia... Jak tu się myć, jak tu się kąpać, jak w ogóle tak można żyć????? Po takim "powitaniu" miałem ochotę natychmiast wracać a temu całemu Viktorowi wjebać garśći za to że w ogóle dopuszcza do tego aby w takiej melinie mieszkali ludzie... Nic... Pocieszyłem się tym, że jeszcze trochę i poznam tego Pana, który zapewnił mi takie warunki....  Kilka papierosów później do lokalu wtargnęło dwóch osobników, jak się okazało była to reszta mieszkańców tego lokum... Każdy z nich miał w każdym ręku po dwa piwa - nie rozbierając się ani myjąc posiadali na swoich materacach i pootwierali browary... Dodać należy, że upierdoleni byli od stóp do głów lecz to akurat świadczyło jedynie o ich stopniu uświadomienia co do utrzymywania higieny osobistej - pierwsza myśl - spacyfikować te towarzystwo... Był piątkowy wieczór, postanowiłem najpierw porozmawiać z tym całym "szefem" i zaliczyć choć jeden dzień czyli sobotę w tej pracy "za dobre pieniądze" - jak to stwierdził Viktor..... Viktor podobno był już w domu i przez tych dwóch utytłańców przekazał mi żebym przyszedł za godzinę.... Będzie się działo...

Tak więc zacznijmy od tego, że jakiś czas temu zamieściłem w kilku polonijnych portalach internetowych ogłoszenie o fakcie poszukiwania pracy za granicą w charakterze montera stolarki otworowej. Odzew nastąpił niemal natychmiast i jak się okazało zadzwonił Viktor przedstawiając się jako belgijski przedsiębiorca poszukujący pracowników. Pierwsze wrażenie było raczej negatywne bowiem rozmówca stwarzał wrażenie pijanego , nie potrafił poprawnie złożyć zdania, jąkał się, zacinał - jakby mówienie sprawiało mu wielki wysiłek. Natychmiast zwróciłem na to uwagę lecz umówiliśmy się na następny telefon. Kolejnego dnia było trochę lepiej, dowiedziałem się, że pracuje u niego około 10-12 osób i to sami Polacy. Stwierdził, że zakwaterowanie z zapleczem socjalnym zapewnia a jako stawkę za montaż ustalił 14 Euro za metr wstawionego okna.... Dojazdy do pracy, narzędzia,materiały, jednym słowem wszystko należało do niego. We własnym zakresie miałem się tylko żywić...  Nie wspomniał tylko czy metr po obwodzie, czy kwadratowy, czy z obróbką itd. Po wstępnych kalkulacjach stwierdziłem, że jakby nie liczyć, czy bieżące, kwadratowe, z obróbka itd. to stawka i tak jest dobra a w dodatku zadeklarował załatwienie i opłacenie biletu w obie strony więc jako-tako swoich pieniędzy nie narażałem na stratę. Zanim zacząłem się pakować wielokrotnie jeszcze słyszałem stwierdzenia,że on wszystko zapewnia, wszystko załatwi a do mnie należało tylko przyjechać i montować.... Oczywiście sprawdzałem w internecie czy nie jest to jakaś śmierdząca sprawa lecz nic na ten temat nie znalazłem. No to jadę ..... - i jak się później okazało to był błąd efektem którego od prawie pół roku muszę się "szarpać" z typem o wypłatę zaległych pieniędzy..

Niniejszy blog został stworzony na potrzeby poinformowania potencjalnych współpracowników o sposobach działania, rozliczania, kombinacjach i dziwnych sytuacjach stwarzanych przez zamieszkałego w Belgii i tam prowadzącego działalność polaka nazywanego w tym blogu "Viktor". Ze względu na ochronę wizerunku i danych osobowych nie będę mógł zamieszczać konkretnych danych osobowych ani zdjęć twarzy lecz postaram się naprowadzić potencjalnego czytelnika tak aby w przypadku ewentualnego kontaktu z tym "przedsiębiorcą" był w stanie kojarzyć fakty i dopasować treści tego bloga do konkretnej osoby.   Będę starał się na bieżąco dodawać nowe treści ponieważ materiału jest sporo - czy uda się to w praktyce zależało będzie tylko od tego czy i na ile czas mi pozwoli...