sobota, 31 maja 2014

Po wielu godzinach podróży piątkowym popołudniem dotarłem do miejscowości Marche En Famenne w Belgii pod wskazany adres gdzie przywitała mnie żona przyszłego"pracodawcy".... Wskazany adres okazał się jego siedzibą lecz ze względu na porę był jeszcze nieobecny...

Żona Viktora po kilkuminutowej dyskusji zadeklarowała, że zaprowadzi mnie na kwaterę w kierunku której po chwili się udaliśmy. W trakcie drogi zaczęła mnie przestrzegać przed swoim bratem, który rzekomo demoralizuje wszystkich pracowników, prosiła żebym nie wierzył w żadne jego słowo zwłaszcza gdy będzie mówił cokolwiek na ich temat, a najlepiej to żebym się w ogóle z nim nie zadawał. Od razu wydało mi się to podejrzane,  na kilometr zalatywało jakąś patologią i ostrym konfliktem... Po chwili byliśmy na miejscu czyli pod kwaterą pracowniczą, gdzie wcześniej wspomniana żona Viktora zaczęła walić solidnie w okno.... Drzwi wejściowe otworzył jakiś typ, który miał mi wszystko wytłumaczyć... Pożegnałem się z Panią Viktorową i wszedłem do środka....


Walizka wypadła mi z ręki z wrażenia... Mieszkanie w starej kamiennicy na parterze. Dwa pokoje z czego jeden w ogóle nie używany ze względu na brak ogrzewania. W pokoju "użytkowym" trzy materace, porozpieprzane walizy, na podłodze niedopałki, powierzchnia pokoju jakieś 16m kw., w kącie mały grzejnik elektryczny stanowiący jedyne ogrzewanie na całe mieszkanie a była jeszcze kuchnia i łazienka... Gość który mnie wpuścił niechętnie wypowiadał się na temat pracy u Viktora - stwierdził z szyderczym uśmiechem, że przekonam się sam.... Jak się później okazało czekał tylko na pieniądze aby wracać do Polski. (w rezultacie dostał tych pieniędzy jakąś marną część i pojechał...).Koleś wygrzebał gdzieś dmuchany materac który miał być od tej pory moim legowiskiem - jednym słowem trafiłem do śmietnika z jakimiś żulami sądząc po czystości panującej w lokalu. Takich warunków jeszcze nie widziałem...  Wieczorem byłem umówiony w siedzibie Viktora na rozmowę więc postanowiłem porozmawiać w tym przedmiocie. Wkurwiłem się niesamowicie a po dogłębnym zwiedzeniu mieszkania odkryłem grzyba z pleśnią pokrywającego całą łazienkę od podłogi aż po sufit - oczywiście ogrzewania było brak a był początek grudnia... Jak tu się myć, jak tu się kąpać, jak w ogóle tak można żyć????? Po takim "powitaniu" miałem ochotę natychmiast wracać a temu całemu Viktorowi wjebać garśći za to że w ogóle dopuszcza do tego aby w takiej melinie mieszkali ludzie... Nic... Pocieszyłem się tym, że jeszcze trochę i poznam tego Pana, który zapewnił mi takie warunki....  Kilka papierosów później do lokalu wtargnęło dwóch osobników, jak się okazało była to reszta mieszkańców tego lokum... Każdy z nich miał w każdym ręku po dwa piwa - nie rozbierając się ani myjąc posiadali na swoich materacach i pootwierali browary... Dodać należy, że upierdoleni byli od stóp do głów lecz to akurat świadczyło jedynie o ich stopniu uświadomienia co do utrzymywania higieny osobistej - pierwsza myśl - spacyfikować te towarzystwo... Był piątkowy wieczór, postanowiłem najpierw porozmawiać z tym całym "szefem" i zaliczyć choć jeden dzień czyli sobotę w tej pracy "za dobre pieniądze" - jak to stwierdził Viktor..... Viktor podobno był już w domu i przez tych dwóch utytłańców przekazał mi żebym przyszedł za godzinę.... Będzie się działo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.